Było to przed wiekami, gdy na nasz kraj napadli Egipscy barbarzyńcy zrównując go z ziemią. Nikt nie ocalał, a nawet jeśli to nigdy się nie ujawnił. Świat nie próbował nam pomóc. Zamiast podać pomocną dłoń wolał wyeliminować kontynent Afrykański z map, historii i swej podświadomości. Nie wiedząc kiedy znikniemy nie próbowaliśmy nawet walczyć z najeźdźcami o których nie mieliśmy jakichkolwiek informacji. Skapitulowaliśmy - najprościej mówiąc. Do dziś pamiętam te bezkresne pustynne pola słodkiej niewiedzy, te wysokie sięgające chmur swymi czubkami, piramidy kryjące w sobie największe tajemnice współczesnego jak i tego sprzed wieków świata, tych ludzi, którzy planowali założyć rodziny, i żyć jak w bajkach długo, i szczęśliwie. Nigdy nie myślałam, że uciekając przed swym przeznaczeniem i przeszłością będę tęsknić za tym co było, za tym co już dawno odeszło, i nie ma szans na powrót.
Nie mogłam narzekać na swój los, ponieważ mi sprzyjał. Mieszkam już od ponad czterystu lat w Nowym Jorku, a raczej na jego obrzeżach. Jestem szczęśliwą matką przeuroczej gromadki dzieci, które nie mają pojęcia kim jest ich mamusia, a także kim był ich ojciec zanim nas opuścił. (A przynajmniej taką mam nadzieję.) Szczerze powiedziawszy do końca sama nie wiem kim był - to znaczy dla ludzi . Zawsze chował się w piwnicy i coś tworzył. Może był wynalazcą, którego geniuszu nikt nie doceniał. Może był szalonym naukowcem, którego można by na okrągło ganiać po miasteczku z widłami i pochodniami. Jednego jednak jestem pewna – dla istot nadludzkich i łowców był wampirem. Porzucił marzenia o wychowywaniu dzieci tuż po ich przybyciu na świat mroku i cierpienia. Udał się gdzieś na wschód i słuch wszelki po nim zaginął. Do dziś żadne z naszej „rozkosznej” gromadki nie dostało żadnej wieści od niego. Uznajmy więc, że doznał swej drugiej śmierci, a jego głowa spoczywa nad kominkiem jednego z łowców.
Nasze dzieci: Amina, Theo i Edward są trojaczkami i poszukiwaczami przygód. Jak na dwunastolatków całkiem nieźle im to idzie. Do dziś walczyli z ogromną ośmiornicą spoczywającą na dnie Pacyfiku, która okazała się zatopioną łodzią podwodną z poprzyczepianymi gąszczami glonów. Olbrzymem zamieszkującym pobliskie lasy, pożerającym bezbronne dzieciaki. Ten akurat był prawdziwy mimo, że dzieci bawiły się w najlepsze na jego plecach jakby dosiadały dzikiego wierzchowca, jednak dużemu koledze to nie przeszkadzało wręcz sprawiała mu przyjemność taka forma zainteresowania jego osobą. Zaprzyjaźniliśmy się więc z Barrym, a on w zamian pomagał nam w "życiu". Mieli jeszcze wiele, wiele innych przygód, w które zresztą często wciągali mnie, ale o nich opowiem trochę później.
Ale dość o tym. Na imię mi Marion i pochodzę właśnie z Egiptu, gdzie poznałam Ramira, mego wampirzego męża i ojca moich dzieci. Domyśliliście się już zapewne, że i ja jestem wiecznym Dzieckiem Nocy. Nie wiem jeszcze co o sobie opowiedzieć, bo strasznie tego nie lubię i nikt mnie o to nigdy nie zapytał. Aż do pojawienia się tego tajemniczego reportera przysłanego rzekomo z Egipskiej Mroczni - mieście, w którym aż roi się od dziwaków jak zwykli mawiać śmiertelnicy. Historia, którą wam opowiem swe początki ma przed czterystoma laty kiedy to dostałam szansę od mroku by stać się jego posłanniczką. Moja przygoda rozpoczęła się w momencie mej śmierci i ponownych narodzinach, o których nikt nie miał pojęcia...
1...
OdpowiedzUsuń2...
OdpowiedzUsuń3...
OdpowiedzUsuń5...
OdpowiedzUsuń