sobota, 28 lipca 2012

Życie, po życiu



   Czasami wydaje nam się, że świat wali się pod naszymi stopami kiedy stracimy kogoś nam bardzo bliskiego. Pogrążeni jesteśmy w całkowitej żałobie, która według wierzeń nie pomaga zmarłemu przejść na druga stronę o ile ona w ogóle istnieje, i o ile istnieje jakieś życie po śmierci. Na co jest nam wtedy ten smutek? Na co jakiekolwiek uczucia? Wiem, że to jest banalne to co teraz napisze, ale tak jest. Tak naprawdę mimo, iż zmarli nie są przez nas widoczni to tak naprawdę wciąż są przy nas swoim duchem oraz w naszym sercu. Przekonałam się o tym na własnej skórze pewnego deszczowego dnia.
   A było to tak:
   Wracałam właśnie ze szkoły obładowana toną zadań domowych, nie podejrzewając nadchodzącego "niebezpieczeństwa". Minęły dwa lata odkąd odszedł mój dziadek, a ja wciąż nie mogłam się po tym pozbierać. (Cicho łkałam w moim małym kącie tak by nikt mnie nie słyszał i nie widział.) Przechodziłam obok dawno opuszczonego i zrujnowanego domostwa, w którym podobno straszy.
   Nieświadoma niczego, wiedziona jedynie impulsem pewnym ciekawości weszłam do ruiny. Wszędzie walały się pojedyncze,  rozbite cegły, drewniane belki, oraz pozostałości szkła zapewne pochodzącego z okien zabitych deskami. Wszędzie krzątały się pajęczyny z ofiarami pająków, za ścian słychać było skrobanie szczurów…Aż tu nagle ni stąd ni zowąd usłyszałam szloch. Dziecięcy szloch. Dobiegał z piwnicy jak mniemam, albo czegoś znajdującego się pode mną. Po krótkim czasie odnalazłam coś co przypominało schody prowadzące w dół. Szloch stawał się coraz głośniejszy. Nie można go było zignorować. Kiedy stanęłam na kamiennej podłodze, mym oczom ukazała się przezroczysta postać małej dziewczynki na oko 6,7 letniej, skulonej w najdalszym kącie piwnicy.
   Gdy podniosła swą główkę w jej oczach dostrzegłam ból. Nie łatwo było się z nią porozumieć, ale jakoś dowiedziałam się, że się zgubiła i nie może odnaleźć mamy i taty. W ich upiornym wręcz blasku rozpoznałam błękit nienarodzonego życia. Jej włosy były zaskakująco podobne do moich. Ubrana była w białą sukienkę z niebieskimi kokardkami na ramionach. Przypatrywała mi się z żalem w oczach i…dziwnie znajomym bólem rozłąki jaki przezywam na co dzień.
   W tamtej chwili pojęłam, że to moja nienarodzona siostrzyczka, która nigdy nie została pochowana w ziemi tak jak należy i teraz skazana jest na wieczne błąkanie się po świecie, którego nigdy nie zobaczyła będąc żywą. Nie mogła przyjść na świat, więc jakim cudem ma z niego odejść?
   Nie było mi łatwo wiedząc, że nigdy wcześniej nie spotkałam ducha, a teraz musze mu pomóc w odnalezieniu światła czy czegoś tam. Usiadłam przy niej i udałam, że obejmuje ją tak jak w dzieciństwie obejmowała mnie mama gdy było mi smutno i źle. Szeptałam do niej czułe słówka, które spowodowały uśmiech na jej twarzyczce. Mała Jessica długo towarzyszyła mi wraz z moim braciszkiem Alexem. Zawsze byli przy mnie nawet gdy było mi wesoło czy smutno, oni mnie nie opuścili.  Nigdy rodzice nie powiedzieli mi jak nazwali moje tragicznie zmarłe we śnie rodzeństwo, ich zbłąkane dusze same mi o tym powiedziały jak chciały zostać nazwane. Często uważam ich za dorosłych - starszych ode mnie, a tak naprawdę to ja jestem dużo starsza od nich. Wszystko układało się świetnie pomimo pogardliwych spojrzeń ludzi uznających mnie za obłąkaną tylko dlatego że rozmawiam z niewidocznym dla ich oczu moim rodzeństwem. Jednak wszystko ma swój koniec, nieprawdaż.
   Każdy duch w końcu odnajduje spokój i przekracza granice między poczekalnią a światem po śmieci tej ostatecznej. Jessica odeszła pierwsza i często opowiadałam wszystkim, ze jako przyjaciółka zachorowała i umierała za granica choć tak naprawdę odeszła z mojego pokoju kiedy spałam. Kilka lat obcowania ze zmarła nie były wystarczająco długie. Wolałabym, żeby ona wciąż była przy mnie.
   Niecały miesiąc po niej nadszedł czas na Alexa. Poznaliśmy się w lesie, który często odwiedzam, i w którym czuję z nim tę magiczną rodzinną więź. Musieliśmy się pożegnać tam gdzie się spotkaliśmy jednak wszyscy są przekonani że zginął w  wypadku samochodowym. Przykro mi ale to kolejne kłamstwo, które musiało zataić moje kontakty z duchami mego rodzeństwa,
   Kilka miesięcy temu oby dwoje odeszli zaznając wreszcie spokoju. Wiem, ze są blisko mnie bo zawsze słyszę ich ostrzegawcze głosy kiedy grozi mi niebezpieczeństwo. Bałam się komukolwiek powiedzieć, ze widziałam swe zmarłe rodzeństwo, ale po takim czasie, trzeba wreszcie wycofać się z kłamstw i opowiedzieć prawdę, racja? Powyżej powiedziałam to co powinnam na samym początku. I mam nadzieję, ze nikt nie ma mi tego za złe.
   Dlatego zapamiętajcie to, ze nawet jeśli nie znaliście bliskiej wam osoby możecie ją ujrzeć, gdy będziecie tego najbardziej potrzebować na przykład w trakcie żałoby,która ciągnie się latami. Nawet jeśli wydaje się wam, ze zmarli odeszli i już przy was nie są to błąd, którego nie powinniście popełniać.
Vampire Girl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz