Czy
zastanawialiście się kiedyś jakby wyglądał koniec świata? Albo czy po tym końcu
będzie jeszcze jakieś życie? Nasza druga szansa na stworzenie czegoś lepszego
od tego co mamy tu teraz? Po co mamy istnieć skoro sami mimowolnie się
zabijamy? Robimy to dzień i noc. Wdychamy truciznę, żywimy się czymś co
przypomina samozagładę, patrzymy wciąż w te rażące światła. Wbrew ogólnym
pozorom my już jesteśmy martwi. My już nie myślimy bez maszyn, które wyręczają
nas już niemalże we wszystkim. Pytam się po co? Skoro i tak nastąpi nasza
nieunikniona zagłada. Tak, tak. Sami doprowadzamy do rychłego końca.
Cofnijmy się jednak
w czasie i ustawmy się na miejscu tych, którzy jako pierwsi obawiali się
zagłady. Było to mniej więcej w Rzymie za panowania papieża Sylwestra II.
31 grudnia 999r. Data godna pochwały zwłaszcza rok. Powszechnie uznawany millenaryzm doprowadził
do wiary w odejście do Królestwa Bożego wraz z całym no prawie całym dobytkiem
ewolucji ludzkości. Ha rok 999 mówi wam to coś? Wiele wtajemniczonych jak i
tych wiary chrześcijańskiej uważa ta cyfrę za znak ojca Szatana. Przynajmniej
wiemy skąd wzięły się przesądy o końcu świata. Gdy jednak on nie nastąpił, lud w Rzymie zaczął świętować,
co zapoczątkowało tradycję zabaw sylwestrowych. Szkoda że nie Halloween byłoby
więcej zabawyJ
Jednak nie była to
jedyna wizja końca świata kilka set lat później nastąpiła druga omylna
przepowiednia. Rok 1412 miał być ostatnim dla tamtejszych ludzi.
Jednak jak widzimy to współcześnie nie był. Była to jedynie
mrzonka zapoczątkowana przez hiszpańskiego dominikanina, świętego Kościoła
katolickiego -Wincentego Ferreriusza.
Kolejne setki lat i
narodziła się nowa mrzonka. 31 grudnia 1999 według Kasjopejan miał pojawić się kosmiczny krzyż z zaćmieniem Słońca. Wiele osób obawiało się ogólnoświatowego chaosu na skutek błędu roku 2000 obecnego w starszym oprogramowaniu komputerów, który miał
rzekomo doprowadzić do awarii większości komputerów na świecie i spowodować
awarię komunikacji, systemów bankowych, elektrowni atomowych itp. Jak
widać dobrze nic takiego nie miało miejsca i świat się nie zawalił.
Ale rok 2012 jest
pełny zwątpień na temat zagłady. Data wyznaczona na nasz rychły koniec jeszcze
nie wybiła. Lecz w dobie dzisiejszej technologii i chaosu jaki niesie za sobą
ten mrożący krew w żyłach dzień lub noc, ośmielę się stwierdzić, że jest możliwe,
aby tym razem potwierdziła się teoria końca ewolucji. 21 grudnia 2012 to ostatni dzień podany w kalendarzu
Majów. Według niektórych interpretacji (m.in. Patricka Geryla) właśnie wtedy ma nastąpić koniec świata.
Przekonamy się o tym dopiero z kilka miesięcy. I jeśli przeżyjemy opiszę tą
dobę pełna strachu, smutku i żalu oraz gniewu i przemocy.
Jednakże to nie
koniec. W 2060r. który według Isaaca Newtona to rok końca świata. Tej
daty na pewno nie dożyję jeśli to co napisałam uprzednio się potwierdzi.
Spójrzmy na tą perspektywę z innej strony.
Koniec świata jest zaledwie początkiem tego nowego i lepszego. Wolnego od
przemocy z jaką dziś mamy do czynienia. Koniec z brutalną polityką. Koniec ze wszystkim
co do dzisiejszych czasów stworzył człowiek.
Pamiętajmy jednak, że koniec świata jest
jedynie naszym urojeniem, w które wierzymy lub nie. Sami jesteśmy
odpowiedzialni za to co robimy i do czego tak naprawdę dążymy. Ale to nie powód
do strachu. Jeśli nastąpi nasza zagłada to czemu mamy nie przyjąć jej z odwaga
i dumą? Brzmi to irracjonalnie i właśnie takie jest. Uważamy się za lepszych od
innych i to nas zgubi. Prędzej czy później. Musimy zaakceptować taką kolej
rzeczy bo to było nam pisane. Jest to nieuniknione doświadczenie, które uchroni
w przyszłości ludzkość od popełniania tych samych błędów z jakimi my musimy się
borykać i o jakich musimy uczyć.
Vampire Girl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz